czwartek, 10 listopada 2011

Czy krzyż w miejscu publicznym narusza prawa niechrześcijan?



„…nie chodzi tylko o krzyż, chodzi także o napięcie pomiędzy prawami jednostki a zbiorową tożsamością…”

 




„Usunięcia krzyża z sali obrad Sejmu domaga się Ruch Palikota. "W naszym przekonaniu nie ma wątpliwości, że krzyż nie powinien wisieć w Sejmie…” - mówił na środowej konferencji prasowej w Sejmie poseł Ruchu Roman Kotliński…”.
„Klub PiS złożył w środę (…) projekt uchwały ws. ochrony krzyża na sali obrad.  (…)  uchwała ma zamknąć dyskusję toczoną w Sejmie na ten temat oraz nałożyć obowiązek ochrony krzyża na sali sejmowej - na straż marszałkowską i organy Sejmu.”:  (http://wiadomosci.dziennik.pl/polityka/artykuly/365892,ruch-palikota-zlozyl-wniosek-ws-usuniecia-krzyza-pis-odpowiada-uchwala.html).


Czy krzyż w miejscu publicznym (np. w Sejmie) narusza prawa niechrześcijan?
W swoim wystąpieniu, w sprawie krzyża we włoskiej szkole przed Wielką Izbą Europejskiego Trybunału Praw Człowieka w Strasburgu,  prof. Joseph Weiler powiedział m.in.:

„…W tym procesie nie chodzi tylko o krzyż, chodzi także o napięcie pomiędzy prawami jednostki a zbiorową tożsamością…”,

„…w interesie demokracji jest społeczna spójność, poczucie, że należymy do jednego narodu. Tam, gdzie nie ma poczucia, że stanowimy demos, nie może być demokracji. Tak więc państwo i jego symbole są podstawowymi elementami demokracji.
Problem polega na tym, że wiele spośród naszych symboli państwowych - ze względu na historię Europy, historię od setek, tysięcy lat związaną z chrześcijaństwem - ma także swój wymiar religijny. Historii nie da się wymazać. Krzyż jest oczywiście najbardziej widocznym przykładem, pojawiającym się na niezliczonych flagach, herbach, budynkach, pieniądzach itd.  Nie jest tak, że krzyż jest wyłącznie symbolem narodowym, jak utrzymują niektórzy. To nonsens. Krzyż jest symbolem i narodowym, i religijnym. Nie jest to także wyłącznie symbol religijny. W wielu krajach, pewnie nie wszystkich, jest to także symbol narodowy. I jedno, i drugie. I jest to zrozumiałe…”,

„…tolerancja wobec innych nie może się zmienić w nietolerancję wobec czyjeś tożsamości.
(…) nie powinna odgórnie zmieniać usprawiedliwionych oczekiwań, by państwa zagwarantowały pozytywną i negatywną wolność religijną w nieusprawiedliwioną i niepokojąca propozycję, by państwo samo wyrzekło się części swej tożsamości kulturowej tylko dlatego, że artefakty tej tożsamości mogą być religijne albo mogą mieć religijne pochodzenie…”,

„…Dziś podziały społeczne nie dotyczą chrześcijan i żydów. Nie dotyczą protestantów i katolików. Dotyczą one on wierzących i niewierzących…”,
  
„…nawet w demokracji, nawet w liberalnej demokracji, religia może być częścią życia publicznego, zważywszy, że potrafimy jednocześnie szanować wolność do i od religii…”,
„…W stanowisku świeckim nie ma niczego neutralnego. Nie mówię, że ono jest złe, ale ono nie jest neutralne. Świat jest podzielony. Z jednej strony mamy tych, którzy wierzą, że religia jest sprawą prywatną, a z drugiej strony tych, którzy wierzą, że religia może mieć swoje miejsce w przestrzeni publicznej…”
„…Świeckość nie jest bardziej neutralna niż światopogląd religijny. Jak rozwiązać ten węzeł? Ucząc tolerancji. Francuzi z ich pustą ścianą muszą zawrzeć w swoich programach szkolnych naukę tolerancji dla wierzących i innych religii. Kraje, takie jak Włochy, które wybierają krzyż jako część swej tożsamości i samoświadomości, muszą uczyć swoje dzieci szacunku do tych, co nie wierzą. Do tych, którzy są agnostykami i ateistami. Francja z krzyżem na ścianie nie jest Francją. Włochy bez krzyża na ścianie nie są Włochami. Nie zmieniajmy tego.”


O wyroku Trybunału informowałem w marcu (tutaj)


„…
my, Naród Polski - wszyscy obywatele Rzeczypospolitej,
zarówno wierzący w Boga
będącego źródłem prawdy, sprawiedliwości, dobra i piękna,
jak i nie podzielający tej wiary,
a te uniwersalne wartości wywodzący z innych źródeł,
równi w prawach i w powinnościach wobec dobra wspólnego - Polski,
wdzięczni naszym przodkom za ich pracę, za walkę o niepodległość okupioną
ogromnymi ofiarami, za kulturę zakorzenioną w chrześcijańskim dziedzictwie Narodu
i ogólnoludzkich wartościach,
nawiązując do najlepszych tradycji Pierwszej i Drugiej Rzeczypospolitej,
zobowiązani, by przekazać przyszłym pokoleniom wszystko, co cenne
z ponadtysiącletniego dorobku,
…”


 
Pięćdziesiąt kilka lat rządów sowieckiej agentury w Polsce nie może być usprawiedliwieniem dla usuwania krzyża z przestrzeni publicznej:
„Tylko pod krzyżem, tylko pod tym znakiem, Polska jest Polską a Polak Polakiem”.

Chyba, że uznamy że Rzeczypospolita Polska niczym nie różni się od Polskiej Rzeczpospolitej Ludowej… .

Ale to by znaczyło, że walka o niepodległość Rzeczypospolitej Polskiej - spadkobierczyni Piastów, Jagiellonów, I i II Rzeczypospolitej jeszcze się nie zakończyła.


 


 
Czy krzyż w miejscu publicznym narusza prawa niechrześcijan?
Oto pełna odpowiedź prof. Josepha Weilera, nowojorskiego profesor prawa międzynarodowego i konstytucyjnego, a zarazem praktykującego Żyda wygłoszona przed Wielką Izbą Europejskiego Trybunału Praw Człowieka w Strasburgu podczas rozprawy w sprawie krzyża we włoskiej szkole. Prof. J. Weiler w obronie krzyża przed Trybunałem wystąpił z jarmułką na głowie.

(Tłumaczenie wystąpienia za portalem gosc.pl.
Polecam przeczytanie całego tekstu a osobom znającym język angielski w stopniu dostatecznym zapoznanie się z zapisem wideo – naprawdę warto)



 „(…)  W tym procesie nie chodzi tylko o krzyż, chodzi także o napięcie pomiędzy prawami jednostki a zbiorową tożsamością, między rolą sądów a rolą demokratycznych instytucji politycznych, napięcie między wspólnymi wartościami, które wspiera system konwencji (Europejskiej Konwencji Praw Człowieka (EKPC) - przyp. jdud) a bogatą różnorodnością, jaka charakteryzuje europejski pejzaż prawny.
W swej decyzji (w pierwszej instancji – przyp. jdud) izba wyraziła trzy kluczowe zasady, w tym dwie, z którymi interweniujące państwa (które reprezentował przed ETPC prof. Weiler - przyp. jdud) zdecydowanie się zgadzają i jedna, z którą zdecydowanie się nie zgadzają. Zgadzają się, że konwencja gwarantuje jednostce wolność do religii i od religii - pozytywną i negatywną wolność religijną - nikt nie powinien być zmuszany do jakichkolwiek praktyk religijnych. I zdecydowanie zgadzają się, że istnieje potrzeba, by w klasach naszych szkół prowadzono edukację na rzecz tolerancji i pluralizmu.
Jednak izba wyartykułowała także zasadę neutralności. Zacytuję: ‘Obowiązek neutralności i bezstronności państwa jest nie do pogodzenia z jakąkolwiek przynależną mu władzą wartościowania przekonań religijnych czy sposobów ich wyrażania’. Z tego założenia nieuchronnie wypływa wniosek: obecność krzyża na ścianie w klasie jest wyraźnie przejawem wartościowania przekonań religijnych, chrześcijaństwa, dlatego stanowi naruszenie (praw).
Jednakże, wedle naszego przedłożenia, takie sformułowanie zasady neutralności opiera się na dwóch błędach pojęciowych, które podważają prawidłowość wniosków.
Pierwszy błąd pojęciowy polega na braku rozróżnienia pomiędzy prywatnymi prawami a publiczną tożsamością. Rzeczywiście, zgodnie z systemem konwencji (EKPC), wszystkie jej państwa-strony muszą gwarantować indywidualną wolność religijną, w tym wolność od religii. Obowiązek ten odpowiada wspólnym dla całej Europy wartościom konstytucyjnym. W tym sensie jesteśmy jednomyślni. We wszystkich naszych krajach szanowana musi być wolność religii i wolność od religii.
Jest ona jednak równoważona przez dopuszczalną w myśl konwencji swobodę, dotyczącą miejsca religii, dziedzictwa religijnego i religijnych symboli w określeniu wspólnej tożsamości narodu, państwa i jego sfery publicznej.
Wyjaśnię teraz, na czym ta swoboda polega.
Z jednej strony, są państwa-strony (konwencji), w których świeckość (laïcité) należy ściśle do definicji państwa - jak we Francji, w art. 1 jej konstytucji; w których rzeczywiście, w myśl zasady świeckości, państwo nie może wspierać czy promować symboli religijnych w przestrzeni publicznej. Laïcité jako doktryna polityczna, zakłada, że religia jest sprawą, należącą do sfery prywatnej; że jest to sprawa prywatna.
Jednakże, tuż za kanałem La Manche mamy Anglię - używam tego określenia rozmyślnie - w której istnieje państwowy kościół narodowy, the Church of England; w której głowa państwa jest też głową kościoła, w której przywódcy religijni są z urzędu członkami władzy ustawodawczej, w której krzyż widnieje na fladze i której hymn narodowy jest modlitwą do Boga o zwycięstwo i sławę. Czasem Bóg jej nie wysłuchuje, jak to miało miejsce niedawno w RPA podczas meczu piłki nożnej (gdy Anglia przegrała na mundialu z Niemcami 4:1 – przyp. jdud). Ze swą ścisłą definicją państwa jako państwa z kościołem państwowym, ze swą ścisłą ontologią, określeniem, czym jest Anglia i kim jest Anglik, Anglia byłaby państwem, łamiącym wymagania trybunału. Bo jak moglibyśmy utrzymywać, że wszystkie te symbole, które wymieniłem - głowa państwa, głowa kościoła, krzyż, hymn itd. - nie stanowią przejawów wartościowania przekonań religijnych?
W Europie istnieje ogromna różnorodność regulacji, dotyczących kościołów państwowych. Ponad połowa ludności Europy żyje w państwach, których nie da się opisać jako świeckie. Więc, konsekwentnie, państwo i jego symbole mają swoje miejsce w publicznej oświacie.
Mają i powinny je mieć. Ponieważ w interesie demokracji jest społeczna spójność, poczucie, że należymy do jednego narodu. Tam, gdzie nie ma poczucia, że stanowimy demos, nie może być demokracji. Tak więc państwo i jego symbole są podstawowymi elementami demokracji.
Problem polega na tym, że wiele spośród naszych symboli państwowych - ze względu na historię Europy, historię od setek, tysięcy lat związaną z chrześcijaństwem - ma także swój wymiar religijny. Historii nie da się wymazać. Krzyż jest oczywiście najbardziej widocznym przykładem, pojawiającym się na niezliczonych flagach, herbach, budynkach, pieniądzach itd.  Nie jest tak, że krzyż jest wyłącznie symbolem narodowym, jak utrzymują niektórzy. To nonsens. Krzyż jest symbolem i narodowym, i religijnym. Nie jest to także wyłącznie symbol religijny. W wielu krajach, pewnie nie wszystkich, jest to także symbol narodowy. I jedno, i drugie. I jest to zrozumiałe. Są uczeni, Wysoki Trybunale, którzy twierdzą, że flaga Rady Europy z dwunastoma gwiazdami odbija tę samą dwoistość: religijną i świecką.
Ale zostawmy krzyż na boku.
Wyobraźmy sobie angielską klasę szkolną, w której wisi portret królowej Anglii. Monarchini. Ten portret, tak jak krzyż, przedstawia dwie rzeczy. Przedstawia głowę państwa, a także tytularną głowę Kościoła Anglii. Trochę jakby papieża. Czy moglibyśmy zaakceptować sytuację, w której uczeń czy uczennica wchodzi do swojej klasy i mówi: ‘Z powodu  mojego prawa do wolności religijnej, bo jestem - powiedzmy - katolikiem, a nie anglikaninem, nie protestantem, bo jestem żydem, bo jestem muzułmaninem  albo z powodu moich ateistycznych przekonań, proszę usunąć portrety królowej Anglii z mojej klasy’? Nie sądzę. Nie sądzę.
Można by iść dalej. Czy można byłoby zakazać umieszczenia konstytucji Irlandii w irlandzkich klasach albo niemieckiej konstytucji w niemieckich klasach? Albo czy można byłoby zakazać czytania konstytucji Irlandii w irlandzkich klasach i konstytucji Niemiec w niemieckich klasach, bo w irlandzkiej konstytucji, w jej preambule, jest odwołanie do Świętej Trójcy i Pana Jezusa Chrystusa, a niemiecka konstytucja zaczyna się od słów: „Naród niemiecki świadomy swej odpowiedzialności przed Bogiem…”
Oczywiście, nie możemy wymagać od uczniów, by angażowali się w praktyki religijne. Jeśli w brytyjskiej szkole śpiewamy hymn narodowy, powinniśmy oczywiście pozwolić, by uczeń nie śpiewał: „God Save the Queen”, jeśli wymienianie imienia Boga narusza jego czy jej wrażliwość. Ale nie możemy wymagać od wszystkich pozostałych uczniów, żeby nie śpiewali hymnu.
Europejska regulacja, gwarantująca indywidualną wolność do religii i od religii, w połączeniu z szeroką różnorodnością układania relacji państwa w sferze publicznej, stanowią wielką lekcję pluralizmu i tolerancji.
W Europie każde dziecko, ateista czy agnostyk, chrześcijanin, muzułmanin i żyd, uczy się, że elementem europejskiego dziedzictwa jest z jednej strony osobiste prawo jednostki do wolności wyznania - oczywiście w ramach granic wyznaczonych przez prawa innych osób i porządek publiczny - oraz prawo do braku wyznania. Wyznawanie czy niewyznawanie jakiejś religii nie może stanowić warunku sprawowania urzędu publicznego itd.
Jednocześnie elementem pluralizmu i tolerancji w Europie jest to, że akceptuje się w niej i szanuje i Francję, i Anglię, i Szwecję, która sama zrezygnowała z religii państwowej, i Danię, w której wciąż istnieje kościół oficjalny, Kościół luterański, i Grecję, i Włochy - wszystkie te państwa mają bardzo różne sposoby publicznego uznawania cenionych symboli religijnych przez państwo i w przestrzeni publicznej. Ta różnorodność, te rozbieżne tradycje, ich akceptacja i poszanowanie, w rozumieniu art. 2 (nie jest jasne, o jaki artykuł chodzi - przyp. jdud), należy do tolerancji i pluralizmu, których chcemy uczyć nasze dzieci.
Wysoki Trybunale, nie daj się jednak zwieść. W wielu tych nieświeckich państwach znaczna część społeczeństwa, być może większość, nie jest już wierząca. A przecież trwały związek religijnych symboli z przestrzenią publiczną i z państwem jest akceptowany przez część niewierzącą jako część narodowej tożsamości. Jestem pewien, że tysiące, dziesiątki tysięcy śpiewających „God Save the Queen” nie wierzy w Boga. Ale byliby urażeni, gdyby ktoś przyszedł i powiedział: „Musicie zmienić brytyjski hymn narodowy”. To część ich tożsamości, ich bycia Brytyjczykami.
Może się zdarzyć, że któregoś dnia Brytyjczycy czy Anglicy zmienią zdanie, postanowią znieść kościół państwowy, zmienić hymn, flagę itd. Mają do tego demokratyczne i konstytucyjne prawo. Ale to należy do nich, a nie do tego Wysokiego Trybunału. A konwencja z pewnością nie wymaga, aby to uczynili.
Włochy mają prawo być i stać się państwem świeckim. Ale nie sądzę, żeby ten trybunał powinien być angażowany do interpretowania włoskiej konstytucji i nakładania na Włochy konstytucyjnych ograniczeń. Zostawmy to Włochom. Włochy, jeśli chcą, mogą być państwem świeckim. Jednak to, czego Lautsi (osoba, która zaskarżyła do Strasburga obecność krzyża we włoskiej szkole – przyp. jdud) domaga się od tego trybunału, to nałożenie na Włochy obowiązku, by były państwem świeckim. Tak być nie może. To nie jest prawidłowa interpretacja konwencji. Europejska Konwencja Praw Człowieka nie nakłada na swych sygnatariuszy obowiązku wprowadzenia państwa świeckiego.
W dzisiejszej Europie kraje otworzyły swe granice dla wielu nowych mieszkańców i obywateli. Powinniśmy objąć ich gwarancjami konwencji. Jesteśmy winni okazać im życzliwość i przyzwoitość, nie dyskryminować ich. Ale tolerancja wobec innych nie może się zmienić w nietolerancję wobec czyjeś tożsamości.
Konwencja nie powinna odgórnie zmieniać usprawiedliwionych oczekiwań, by państwa zagwarantowały pozytywną i negatywną wolność religijną w nieusprawiedliwioną i niepokojąca propozycję, by państwo samo wyrzekło się części swej tożsamości kulturowej tylko dlatego, że artefakty tej tożsamości mogą być religijne albo mogą mieć religijne pochodzenie.
Stanowisko, jakie w tej sprawie zajęła izba (w pierwszej instancji – przyp. jdud), nie jest wyrazem pluralizmu, za którym się opowiada. Jest wyrazem wartości państwa świeckiego. Szanuję państwo świeckie. Szanuję ludzi, którzy chcą żyć w państwie laickim. Ale szanuję też ludzi, którzy nie chcą żyć w państwie świeckim.
Aby rozciągnąć zasadę świeckości na wszystkie państwa-strony konwencji, należałoby - z całym szacunkiem - dokonać amerykanizacji Europy. Amerykanizacji pod dwoma względami: przede wszystkim wprowadzić jeden ustrój dla wszystkich (państw) w miejsce dumnej - słusznie dumnej - tradycji konstytucyjnej różnorodności. I po drugie, wprowadzić ścisły, amerykański model rozdziału Kościoła i państwa, jak gdyby narody Europy, które nie są świeckie - Anglicy, Maltańczycy, Grecy i wiele innych - nie mogły mieć pewności, że - nawet jeśli nie wybrały państwa świeckiego  - mogą żyć w zgodzie z zasadą tolerancji, pluralizmu i niedyskryminacji, które są częścią europejskiej tradycji
Europa, wedle konwencji, to unikalna równowaga pomiędzy wolnością jednostki do i od religii oraz zbiorową swobodą określania państwa i narodu za pomocą religijnych symboli, a nawet oficjalnego wyznania. Konstytucyjnym instytucjom demokratycznym powierzamy określanie naszej sfery publicznej i powszechnego systemu oświatowego. Sądom, w tym temu Dostojnemu Trybunałowi, powierzamy obronę wolności jednostki.
Na tym polega równowaga, która dobrze przysłużyła się Europie. Mieliśmy pokój religijny w czasie obowiązywania systemu konwencji - nie powinniśmy go lekkomyślnie zmieniać. Jest to także równowaga, która może służyć światu jako punkt odniesienia, swoista latarnia morska. Europa pociąga swoim przykładem, nie przy pomocy siły.
Poza Europą funkcjonuje przekonanie, że jeśli chcesz być demokratą, nie możesz być człowiekiem religijnym, musisz pozostawić religię w sferze prywatnej. To stanowisko amerykańskie. To nie jest stanowisko europejskie. Chyba, że pójdziecie w ślad za wyrokiem pierwszej instancji i skarżącą się panią Lautsi.
Stanowisko europejskie polega na szacunku dla wolności do i od religii. A państwa, takie jak Anglia, Malta, Grecja i wiele innych, wciąż mogą określać siebie, odwołując się do dziedzictwa religijnego. To szlachetny przykład, który stanowi dla innych okazję do pójścia tym śladem.
Bardzo krótko - jeśli mogę, panie przewodniczący - chciałbym powiedzieć coś o świeckości. Dziś podziały społeczne nie dotyczą chrześcijan i żydów. Nie dotyczą protestantów i katolików. Dotyczą one on wierzących i niewierzących.
Świeckość, jak powiedziałem, jest szlachetną tradycją rewolucji francuskiej. To pogląd, który mówi, że religia jest sprawą prywatną i powinna się cieszyć uznaniem jako sprawa prywatna, zgodnie z wolnością sumienia. I dobrze. Kontrastuje ona jednak z innym stanowiskiem, które mówi: 'Nie, nawet w demokracji, nawet w liberalnej demokracji, religia może być częścią życia publicznego, zważywszy, że potrafimy jednocześnie szanować wolność do i od religii’.
W stanowisku świeckim nie ma niczego neutralnego. Nie mówię, że ono jest złe, ale ono nie jest neutralne. Świat jest podzielony. Z jednej strony mamy tych, którzy wierzą, że religia jest sprawą prywatną, a z drugiej strony tych, którzy wierzą, że religia może mieć swoje miejsce w przestrzeni publicznej.
Pozwólcie mi teraz opowiedzieć przypowieść o Giovannim i Marku. To dwaj przyjaciele, którzy mieli iść razem do szkoły. Giovanni i Marco, czy tam Leonardo i Marco. Leonardo idzie do domu Marka i widzi krucyfiks. Pyta: 'Co to jest?' Marco mówi: „Nie masz krzyża? Jak możesz żyć w domu bez krzyża?' Tamten biegnie do domu i mówi do matki: „Jak my możemy żyć w domu bez krzyża?' Ona na to: ‘Nie przejmuj się, oni są katolikami, szanujemy ich, ale mamy inny światopogląd, dobry światopogląd, godny szacunku'. Teraz role się odwracają. Teraz Marco idzie do domu Leonarda. ‘Gdzie masz krzyż?’ - pyta. Leonardo mówi: „O, zapomnij o krzyżu. To gadanie starych bab, przesądy, takie tam ramotki. My żyjemy według tego, co mówi Sokrates'. Marco biegnie do domu i mówi: ‘Czemu mamy krzyż? Przecież to gadanie starych bab'. Jego matka mówi: „Spokojnie, wierzymy w Boga, wierzymy w naszego Zbawiciela, a szanujemy ludzi, którzy nie wierzą'. A teraz obydwaj idą do szkoły. I mamy dwie wersje: pierwsza - przyjeżdżają do szkoły, a tam na ścianie wisi krzyż. Oczywiście, Leonardo biegnie do domu i mówi: ‘Widzisz? W szkole też jest krzyż'. I hipoteza druga: przyjeżdżają do szkoły, a tam nie ma krzyża. Teraz Marco pobiegnie do domu i powie: ‘Widzisz? W szkole nie ma krzyża. Gadanie starych bab!'
Świeckość nie jest bardziej neutralna niż światopogląd religijny. Jak rozwiązać ten węzeł? Ucząc tolerancji. Francuzi z ich pustą ścianą muszą zawrzeć w swoich programach szkolnych naukę tolerancji dla wierzących i innych religii. Kraje, takie jak Włochy, które wybierają krzyż jako część swej tożsamości i samoświadomości, muszą uczyć swoje dzieci szacunku do tych, co nie wierzą. Do tych, którzy są agnostykami i ateistami. Francja z krzyżem na ścianie nie jest Francją. Włochy bez krzyża na ścianie nie są Włochami. Nie zmieniajmy tego. Dziękuję.”

Prof. Joseph Weiler jest wykładowcą prawa europejskiego na New York University Law School, wykładał też w Europejskim Instytucie Uniwersyteckim we Florencji oraz w kolegium Europejskim w Brugii i Natolinie


Źródło: WWW.gosc.pl


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz