31 lat temu…, szok..., przerażenie…, zawierzenie..., cud…, ocalenie…, ZBAWIENIE.
13 maja 1917 roku, w Fatimie, Najświętsza Maryja Panna, objawia się trojgu pastuszkom i powierza swe Tajemnice…
13 maja 1981 roku, równo 31 lat temu.
Na Placu Świętego Piotra zamachowiec wymierzył broń w Ojca Świętego.
Wystrzelił.
Kule Jana Pawła II dosięgły.
Ranny Papież, wieziony do szpitala modli się: Maryjo, Matko Moja, Maryjo, Matko Moja…
13 maja 1982 roku, Jan Paweł II pielgrzymuje do Fatimy:
„…We
wszystkim, co się wydarzyło, zobaczyłem - stale będę to powtarzał -
specjalną opiekę macierzyńską Matki Bożej. I poprzez zbieg okoliczności -
a proste zbiegi okoliczności nie istnieją w planach Bożej Opatrzności -
dostrzegłem także wezwanie, a być może zwrócenie uwagi na orędzie,
które przed 65 laty stąd wyszło za pośrednictwem dzieci z pokornego
wiejskiego ludu…”
„O
mój Boże, wierzę w Ciebie, uwielbiam Ciebie, ufam Tobie i kocham Ciebie
z całego serca. Proszę Cię o przebaczenie tym, którzy nie wierzą, nie
uwielbiają Ciebie, którzy nie ufają Tobie i którzy Cię nie kochają.”
„Przenajświętsza
Trójco, Ojcze, Synu i Duchu Święty! Z najgłębszą czcią i żalem za moje
grzechy, ofiaruję Tobie drogocenne Ciało i Krew, Duszę i Bóstwo naszego
Zbawiciela obecnego w Najświętszym Sakramencie Ołtarza na całej kuli
ziemskiej, jako zadośćuczynienie za grzechy, przez które On sam jest
znieważany. Na mocy nieskończonych zasług Jego Najświętszego Serca i
przez wstawiennictwo Niepokalanego Serca Maryi, proszę Cię o nawrócenie
nieszczęśliwych grzeszników. Amen.”
„O
mój Jezu, przebacz nam nasze grzechy, zachowaj nas od ognia
piekielnego, zaprowadź wszystkie dusze do nieba i dopomóż szczególnie
tym, którzy najbardziej potrzebują Twojego miłosierdzia.”
„O
Jezu z miłości ku Tobie i dla nawrócenia grzeszników, pragnę Ci
wynagrodzić za wszystkie zniewagi wyrządzane Niepokalanemu Sercu Maryi.”
„Nie można zrozumieć
pontyfikatu bł. Jana Pawła II bez Fatimy. Tajemnica Najświętszej Maryi
Panny, objawiona w 1917 roku trojgu pastuszkom w Portugalii, stała się
jednym z istotnych rysów tajemnicy Papieża z Polski. W sposób szczególny
związek ten objawił się światu dokładnie 30 lat temu, 13 maja 1981
roku. Wpisany w plany Bożej Opatrzności dramat zamachu na Ojca Świętego
nieprzypadkowo stał się momentem zwrotnym w historii współczesnego
świata, przynosząc Kościołowi niezwykłą łaskę, a światu nadzieję.
Dokładnie rok po
zamachu Ojciec Święty przybył do Fatimy, gdzie na placu przed kaplicą
Objawień Matki Bożej mówił: "Od dawna przybycie do Fatimy było moim
zamiarem. Ale kiedy przed rokiem na placu św. Piotra miał miejsce
zamach, gdy odzyskałem świadomość, myśli moje pobiegły natychmiast ku
temu sanktuarium, ażeby Sercu Matki Bożej złożyć podziękowanie za
uratowanie mnie od niebezpieczeństwa. We wszystkim, co się wydarzyło,
zobaczyłem - stale będę to powtarzał - specjalną opiekę macierzyńską
Matki Bożej. I poprzez zbieg okoliczności - a proste zbiegi okoliczności
nie istnieją w planach Bożej Opatrzności - dostrzegłem także wezwanie, a
być może zwrócenie uwagi na orędzie, które przed 65 laty stąd wyszło za
pośrednictwem dzieci z pokornego wiejskiego ludu (...)".
To był cud
Był 13 maja 1981 roku. Na plac św. Piotra w Rzymie przybyło ok. 40 tysięcy pielgrzymów, by wziąć udział w cotygodniowej audiencji generalnej. Na początku Jan Paweł II odkrytym samochodem powoli objeżdżał plac pośród żywo reagujących tłumów. Jak zawsze z uśmiechem na twarzy witał się z pielgrzymami, z niektórymi wymieniał kilka słów, błogosławił. Kiedy po raz drugi okrążał plac, dostrzegł małą dziewczynkę. Wziął ją na ręce, pocałował i oddał rodzicom...
To był cud
Był 13 maja 1981 roku. Na plac św. Piotra w Rzymie przybyło ok. 40 tysięcy pielgrzymów, by wziąć udział w cotygodniowej audiencji generalnej. Na początku Jan Paweł II odkrytym samochodem powoli objeżdżał plac pośród żywo reagujących tłumów. Jak zawsze z uśmiechem na twarzy witał się z pielgrzymami, z niektórymi wymieniał kilka słów, błogosławił. Kiedy po raz drugi okrążał plac, dostrzegł małą dziewczynkę. Wziął ją na ręce, pocałował i oddał rodzicom...
W tym momencie na
placu rozległy się strzały. Na białej sutannie Papieża z Polski pojawiła
się krew. Z grymasem bólu na twarzy Ojciec Święty osunął się na ręce
osobistego sekretarza ks. Stanisława Dziwisza. On to po latach będzie
wspominał: "Huk był ogłuszający. Naturalnie zrozumiałem, że ktoś
strzelał. Ale kto? I zobaczyłem, że Ojciec Święty został zraniony.
Chwiał się, ale nie było widać ani krwi, ani ran. Zapytałem: "Gdzie?".
Odpowiedział: "W brzuch". Spytałem jeszcze, czy bardzo boli? A on
odpowiedział "Tak". Stojąc za Ojcem Świętym, podtrzymywałem go, żeby nie
upadł. Półleżał w aucie oparty o mnie i tak dojechaliśmy do ambulansu
koło centrum sanitarnego wewnątrz murów watykańskich. Ojciec Święty oczy
miał zamknięte, bardzo cierpiał i powtarzał krótkie modlitwy w formie
aktów strzelistych. O ile dobrze pamiętam, to najczęściej: Maryjo, Matko
moja! Maryjo, Matko moja...".
Na placu zapanowała
cisza, przerywana jakimiś pojedynczymi krzykami. Wielu z obecnych na
placu wciąż do końca nie wiedziało, co się stało. Jedynie ci, co stali
najbliżej Papieża, świadomi byli dramatu. Gdy przez mikrofon podana
została wiadomość o zamachu, pośród płaczu rozpoczęła się modlitwa.
Tymczasem o godzinie 17.39 z Bramy św. Anny wyjechała karetka reanimacyjna. Papieski lekarz prof. Renato Buzzonetti musiał podjąć natychmiastową decyzję: czy wieźć Ojca Świętego do pobliskiego szpitala Santo Spirito, czy też do oddalonej od Watykanu o kilka kilometrów kliniki Gemelli, znacznie lepiej przygotowanej na takie wypadki. Karetka ruszyła na sygnale w kierunku tego drugiego szpitala. Jechała bez eskorty, choć była to godzina szczytu i ulice były zablokowane. Jakby tego było mało, po kilkuset metrach przestał działać sygnał dźwiękowy karetki. Kierowca nacisnął więc klakson i w ten sposób przebijał się przez zatłoczone miasto. Gdy wjechał w bramy polikliniki, nikt jeszcze nie zastanawiał się, w jaki sposób kierowca przebył tę drogę w osiem minut, podczas gdy normalnie, bez korków, potrzeba na to około trzydziestu...
Tymczasem o godzinie 17.39 z Bramy św. Anny wyjechała karetka reanimacyjna. Papieski lekarz prof. Renato Buzzonetti musiał podjąć natychmiastową decyzję: czy wieźć Ojca Świętego do pobliskiego szpitala Santo Spirito, czy też do oddalonej od Watykanu o kilka kilometrów kliniki Gemelli, znacznie lepiej przygotowanej na takie wypadki. Karetka ruszyła na sygnale w kierunku tego drugiego szpitala. Jechała bez eskorty, choć była to godzina szczytu i ulice były zablokowane. Jakby tego było mało, po kilkuset metrach przestał działać sygnał dźwiękowy karetki. Kierowca nacisnął więc klakson i w ten sposób przebijał się przez zatłoczone miasto. Gdy wjechał w bramy polikliniki, nikt jeszcze nie zastanawiał się, w jaki sposób kierowca przebył tę drogę w osiem minut, podczas gdy normalnie, bez korków, potrzeba na to około trzydziestu...
W czasie drogi Ojciec
Święty bardzo cierpiał i modlił się coraz bardziej słabnącym głosem.
Personel szpitala był przerażony widokiem zakrwawionego Jana Pawła II,
którego stan był krytyczny. Ojciec Święty stracił trzy czwarte krwi,
ciśnienie spadło do stanu alarmującego, puls był prawie niewyczuwalny.
Zgon mógł nastąpić w każdej chwili z powodu wykrwawienia. O godz. 17.55
zaczęła się operacja, którą kierował prof. Francesco Crucitti. Nie miał
akurat dyżuru, ale - jak wspominał - jakaś siła kazała mu jechać do
szpitala. Już w drodze usłyszał o zamachu. "Kiedy wszedłem, narkoza już
się zaczęła - opowiadał prof. Crucitti. - Papież spał, a ja miałem
skalpel w ręce. Ekipa od nagłych wypadków zrobiła już wszystkie
niezbędne zabiegi i miałem już tylko jedną myśl: otwierać, otwierać, nie
tracąc ani sekundy. Otwarłem. I zobaczyłem krew, mnóstwo krwi. Było jej
może ze trzy litry w jamie brzusznej. Usuwaliśmy ją, aspirując,
wycierając i osuszając na wszystkie sposoby, dopóki nie ukazały się
źródła krwotoku... Wtedy mogłem się zabrać do tamowania krwawienia
(...). Żaden ważny dla życia organ, jak: tętnica główna, tętnica
biodrowa czy moczowód, nie zostały naruszone". Przeprowadzający
5-godzinną operację byli zgodni, że tego faktu nie da się wytłumaczyć w
sposób naturalny...
W tym samym czasie na
placu św. Piotra, gdzie trwała żarliwa modlitwa, gromadziło się coraz
więcej ludzi. Wielu z nich wciąż nie mogło uwierzyć w to, co się stało.
Wielu z nich przez łzy wpatrywało się w przygotowany dla Ojca Świętego
fotel, na którym teraz postawiono wizerunek Matki Bożej Częstochowskiej.
W pewnej chwili podmuch wiatru przewrócił go i wtedy widoczny stał się
napis na odwrocie: "Matko Boska, opiekuj się Ojcem Świętym, broń go od
złego!".
Dar i zadanie
Fakt, że Jan Paweł II przeżył, zasługuje na miano cudu. Zamachowiec nie był amatorem, a pistolet, z którego strzelał, to narzędzie profesjonalnych morderców: kaliber 9 mm i specjalnie przedłużane naboje. Zdaniem fachowców, kula była śmiertelna. A jednak... Cudownych zdarzeń, jakie towarzyszyły wspomnianemu zamachowi, było wiele. Wszystkie wskazują na nadzwyczajną macierzyńską opiekę Matki Najświętszej nad Papieżem z Polski, tak samo jak fakt, że do zamachu na jego życie doszło 13 maja 1981 roku...
Dar i zadanie
Fakt, że Jan Paweł II przeżył, zasługuje na miano cudu. Zamachowiec nie był amatorem, a pistolet, z którego strzelał, to narzędzie profesjonalnych morderców: kaliber 9 mm i specjalnie przedłużane naboje. Zdaniem fachowców, kula była śmiertelna. A jednak... Cudownych zdarzeń, jakie towarzyszyły wspomnianemu zamachowi, było wiele. Wszystkie wskazują na nadzwyczajną macierzyńską opiekę Matki Najświętszej nad Papieżem z Polski, tak samo jak fakt, że do zamachu na jego życie doszło 13 maja 1981 roku...
Sześćdziesiąt cztery
lata wcześniej o tej samej porze Matka Boża objawiła się dzieciom w
Fatimie. Nie była to przypadkowa zbieżność. Na początku 1991 roku ks.
kard. Ugo Polletti ujawnił słowa, jakimi zamachowiec Ali Agca powitał
Papieża w więziennej celi: "Jak to się stało, że Ojciec Święty ocalał?
Wiem, że wówczas dobrze wycelowałem. Wiem, że kula była śmiertelna, a
mimo to nie zabiła... Dlaczego? Co to jest, co wszyscy powtarzają:
Fatima?".
30 lat przed wyborem na Stolicę Piotrową Papieża z Polski, 22 października 1948 roku, ks. kard. August Hlond, Prymas Polski, na łożu śmierci powiedział:
30 lat przed wyborem na Stolicę Piotrową Papieża z Polski, 22 października 1948 roku, ks. kard. August Hlond, Prymas Polski, na łożu śmierci powiedział:
"Zwycięstwo, jeśli przyjdzie, przyjdzie przez Maryję...".
Jan Paweł II od
początku pontyfikatu w swoich przemówieniach i homiliach wielokrotnie
powracał do tych słów. Szczególnego znaczenia nabrały one po zamachu na
jego życie, który miał miejsce dokładnie w rocznicę pierwszego
objawienia Matki Bożej w Fatimie. Wszystko, co zdarzyło się potem, było
już tylko potwierdzeniem wspomnianych słów.
Wydarzenia związane z
zamachem na Jana Pawła II i "fatimskim cudem" jeszcze się nie
zakończyły. Jest wiele płaszczyzn, na których odniesienie do wydarzeń
sprzed 30 lat jest aż nadto widoczne. Czy z jego dramatu i "fatimskiego
cudu" wyciągnęliśmy wszystkie wnioski?
Sebastian Karczewski”
Sebastian Karczewski”
Nasz Dziennik, Piątek, 13 maja 2011, Nr 110 (4041)
polecam także:
13 maja 1981 r. Niezwykła sekwencja wydarzeń wg Bożego planu
Maryja wybiera dzieci
Józef Szaniawski: Zamach
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz